Rozmawiamy z Ryszardem Ciećko, wieloletnim działaczem Szkolnego Związku Sportowego. Po 47 latach pracy zrezygnował pan z pracy na rzecz Szkolnego Związku Sportowego, twierdząc, że teraz to już nie te oczy, nie ta pamięć i nie ta uwaga, by wciąż zajmować się organizacją zawodów sportowych. Proszę powiedzieć, jakie były pańskie początki w tej organizacji?

– Szkolny Związek Sportowy powstał w latach 50. minionego wieku z połączenia różnych organizacji sportowych. Na terenie Jędrzejowa przez lata prowadził tę organizację Jerzy Klimczak. Ja przejąłem ją po nim, w 1971 r. Objąłem stanowisko sekretarza Zarządu Powiatowego SZS i nieprzerwanie do 2018 r. trwałem na posterunku. Związek organizował zawody na terenie gminy, później powiatu, na podstawie kalendarza przygotowanego przez oddział wojewódzki. Organizacją zawodów zajmowałem się ja. Nasze zawody różniły się od innych, organizowanych okazjonalnie, bo zwycięscy zawodnicy lub drużyna awansowały do wyższego szczebla, kończąc na wojewódzkim etapie. Dawało to uczniom możliwość rywalizacji na wyższych poziomach. Prowadziłem również szkolenia młodzieżowych organizatorów sportu i młodzieżowych sędziów sportowych. Teraz na różnych zawodach spotykam swoich byłych uczniów, których niegdyś szkoliłem.

Organizacja zawodów była łatwiejsza dawniej czy teraz?

– Muszę powiedzieć, że w latach 70.-80. dużo łatwej było zachęcić młodych ludzi do uprawiania sportu. Wtedy młodzież garnęła się do sportu, by zająć swój wolny czas. Zdecydowanie więcej dzieci i młodzieży brało udział w zawodach sportowych niż teraz, np. na biegach sztafetowych miałem ok. 500 zawodników, a teraz były trudności ze zorganizowaniem zawodów, bo w szkołach nie ma dzieci. Poza tym teraz kalkuluje się szanse. Jeśli młodzi wywnioskują, że nie mają szans, to po prostu nie startują. Dzisiaj młodzi ludzie niechętnie uprawiają sport. Dawniej było inaczej. Może dlatego, że nie było komputerów, smartfonów i różnych innych urządzeń. Organizacja zawodów była o tyle łatwa, że hale mieliśmy za darmo w ramach współpracy ze szkołami. Musiałem jedynie zapewnić opiekę medyczną i sędziów. Czasy, że opiekunowie uczniów byli sędziami, dawno już minęły. Od kilkunastu lat wszystkie zawody sędziują bezstronni arbitrzy. Jeśli chodzi o finansowanie medali i dyplomów, to wygląda to tak, że na szczeblu gminnym środki na organizację zawodów przeznacza urząd gminy, natomiast na szczeblu powiatowym starostowo. Nie są to jakieś ogromne kwoty. Od 17 lat wspólnie ze Zdzisławem Pańtakiem prowadzimy ligę tenisa stołowego, która trwa przez pół roku. Bierze w niej udział ok. 80 zawodników ze szkół różnych szczebli.

Był pan też nauczycielem?

– Tak, przez 37 lat, ale już od 22 lat jestem na emeryturze. Po skończeniu jędrzejowskiego liceum w 1959 r., poszedł do Studium Nauczycielskiego w Kielcach, na historię. Pracę nauczyciela rozpocząłem w Desznie, gdzie uczyłem przez rok. Później przeszedłem do Szkoły Ćwiczeń w Jędrzejowie, gdzie spędziłem pięć lat. Następnie przez dziewięć lat byłem w Szkole Podstawowej nr 1, gdzie oprócz historii uczyłem także wychowania obywatelskiego i geografii. Ponieważ wtedy jakoś było tam za dużo nauczycieli, to inspektor szkolny przeniósł mnie do „trójki”, gdzie zacząłem uczyć wychowania fizycznego. Po roku poszedłem na studia na AWF w Krakowie, gdzie zrobiłem licencjat. W Szkole Podstawowej nr 3 pracowałem przez 20 lat, aż do emerytury.

Czy uprawiał pan jakąś dyscyplinę sportu?

– Tak, gimnastykę. Kiedy byłem jeszcze w ogólniaku, namiętnie uprawiałem gimnastykę, byłem wtedy bardzo szczuplutki. Mieliśmy nauczyciela od wuefu, pana Cieślińskiego, który wielką uwagę przywiązywał do tej dyscypliny sportu. Jeździliśmy na różne zawdy na terenie województwa kieleckiego. Lubiłem grać także w piłkę ręczną, ale ze względu na niski wzrostu dużo nie pograłem.

Ale zainteresowanie piłką ręczną zaowocowało tym, że został pan sędzią.

– Tak. Sędziować zacząłem jako młody chłopak w 1965 r., w lidze okręgowej. W 1972 r. we Wrocławiu zdałem egzamin na sędziego klasy państwowej i sędziowałem mecze w pierwszej lidze. Zjeździłem wtedy prawie całą Polskę. Tworzyliśmy duet ze Zdzisławem Łabędzkim, który obecnie mieszka we Włoszczowie. Mecze pierwszoligowe sędziowałem do 1980 r. Bardzo lubiłem sędziować mecze na Ogólnopolskiej Spartakiadzie Dzieci i Młodzieży. Zapamiętałem szczególnie zawody w Białymstoku, gdzie sędziowałem półfinał i finał. Miło wspominam zawody międzynarodowe, organizowane w Tarnowie. Wtedy jeszcze nie grało się w halach tylko na otwartych boiskach. Zajmowałem się tym do połowy do 1984 r.

Piłka ręczna była ważna w pana życiu jeszcze z innego powodu.

– To prawda. Byłem kierownikiem sekcji piłki ręcznej w Naprzodzie, kiedy drużyna dziewcząt grała w II lidze. Zaczęło się to w 1968 r. Wszystko było na mojej i Stanisława Kasperka głowie. Organizacja wyjazdów, sprzętu. W tych czasach nie było to organizacyjnie takie proste, toteż zajmowało nam to naprawdę wiele czasu. Na mecze w różnych rejonach Polski jeździliśmy żukiem albo nyską, zdarzyło się, że nawet pociągiem. Dziewczęta były wtedy bardzo młode, miały po 15-16 lat. Wszystko trwało ok. 5 lat aż zawodniczki nie skończył szkoły średniej. Później poszły na studia i drużyna się rozpadła. One jeszcze później grały w różnych, uczelnianych i nie tylko, zespołach. Np. Hanka Michałowska grała na bramce w Cracovii, Jaga Rosochacka występowała w pierwszoligowej drużynie Otmęt Krapkowice; stamtąd przeszła do Sośnicy Gliwice. Z niektórymi dziewczynami jeszcze się spotykam, m.in. z Katarzyną Cofór, obecnie Orlef, czy Łabędzką, obecnie Smorąg, która według mnie była najlepszą zawodniczką. Trzy raz byliśmy z drużyną w NRD. Szkoda, że wtedy nie było takich środków audiowizualnych jakie są teraz, bo np. ja z tego okresu mam tylko dwa zdjęcia. To była ciężka praca, ale dawała mnóstwo satysfakcji. Byłem bardzo zajęty i późno się ożeniłem, bo miałem już 32 lata. Na ówczesne standardy było to późno i już kwalifikowało mnie na starego kawalera. Mam żonę, dwoje dzieci i wnuki.

Kto po panu będzie się zajmował SZS i organizacją zawodów?

– Jak na razie, w gminie Jędrzejów stery przejął Tadeusz Sopel, nauczyciel wychowania fizycznego w SP nr 4. Mam nadzieje, że również wyjaśnią się sprawy na szczeblu powiatowym, czekamy aż nowa władza się ukonstytuuje. Zawodów w powiecie jest pięć-sześć w ciągu roku szkolnym. Nie odcinam się od całkowicie, obiecałem, że jak będzie potrzeba, to chętnie jeszcze pomogę przy organizacji zawodów. Teraz będę sobie wiódł spokojne życie emeryta, zajmę się działką.

Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiała Grażyna Ślusarek