Jędrzejów. Michał Grzywacz, wnuk Józefa Świerkowskiego, słynnego jędrzejowskiego piekarza, przyniósł do redakcji „Gazety Jędrzejowskiej” zdjęcie swego dziadka niosącego sztandar cechowy. To zdarzenie stało się przyczynkiem do przypomnienia historii jędrzejowskich piekarni.

Przed wojną w Jędrzejowie było dziesięć żydowskich piekarni. W piekarni na rogu Rynku, Krzywego Koła i Strażackiej piekł chleb Zachariasz Belfer. Właścicielem budynku był Izraelita Frucht. W 1940 r. piekarnię Belfra dostał od niemieckich władz okupacyjnych poznaniak Kostka. Kiedy wojna się skończyła, Józef Świerkowski uczeń krakowskiego piekarza Steinera, odkupił piekarnię.

– Mój dziadek, Józef Świerkowski, wraz z siostrą wcześnie zostali sierotami. Jego ojciec też zresztą miał na imię Józef. Początkowo sierotami zajmowała się rodzina na Śląsku, ale niezbyt wywiązywała się z opieki, bo Anna Kaczorowska, siostra matki zabrała go do siebie do Krakowa. Anna wyjechała za chlebem do Krakowa i pracowała w piekarni Żyda Steinera na ul. św. Wawrzyńca 16. Tam mój dziadek nauczył się piekarskiego fachu i zdobył uprawnienia. Z Anną Kaczorowską łączy się ciekawa historia. W marcu 1943 r., wraz z likwidacją krakowskiego getta, rodzina Steinerów została zabrana do obozu koncentracyjnego w Płaszowie. Pani Steinerowa wraz z córką zostały wysłane do obozu w Bełżcu, gdzie zginęły. Jej syn Henryk (Ryszard) pracował w piekarni obozowej. Jak po latach opisuje prof. Eleazar Shafrir (Lutek Spiegel), kolega Henryka, w ucieczce z Płaszowa pomogła właśnie Anna Kaczorowska, korzystając z pieniędzy pozostawionych przez Steinerów. Po latach dzięki jego staraniom, ci którzy im pomogli, otrzymali tytuł „Sprawiedliwy wśród Narodów Świata”. Profesor poprzez artykuł w „Gazecie Wyborczej” szukał krewnych Anny Kaczorowskiej. Anna Kaczorowska przeżyła wojnę, za ratowanie Żydów otrzymała medal. Z tego co wiem, to kontakt z członkami rodziny Steinerów trwał i po wojnie, część z nich dotarła do Ameryki Południowej. Moja mama Elżbieta przebywała u ciotki Anny na krakowskim Kazimierzu w czasie nauki w szkole średniej i na studiach – opowiada Michał Grzywacz.

Józef Świerkowski, po wojnie, podobnie jak i inni prywatni przedsiębiorcy, nie miał lekko. Nie było łatwo stawić opór komunistycznej władzy, niszczącej wszelkie przejawy prywatnej przedsiębiorczości. Jak wspomina Michał Grzywacz, w rodzinie snuto opowieści, jak dziadek został aresztowany po donosie, że kupował od chłopa mąkę. „Prywaciarzy” nękało państwo wysokimi podatkami, które nie sposób było płacić. Komornicy nachodzili dom, więc ze strachu przed sekwestracją cenne rzeczy przechowywano u rodziny na wsi. Piekarnia przetrwała, bo w Jędrzejowie rozniosła się wieść, że Świerkowscy mają wpływowego krewniaka w Warszawie. Mało kto jednak wiedział, że krewniak pracuje w Teatrze Narodowym. Józef Świerkowski był starszym cechu piekarzy. Obrazuje to zdjęcie przekazane przez jego wnuka, prawdopodobnie z pochodu pierwszomajowego. Józef Świerkowski, w środku, niesie sztandar. Jedną z osób jest piekarz Kowalczyk, trzecia jest nieznana. Może ktoś z czytelników ją rozpozna. Na zdjęciu można zobaczyć po lewej stronie piekarnię Skiby na ul. Kieleckiej.

Piekarnię po ojcu Józefie przejął Paweł Świerkowski. Tak, przed laty, wspominał początki swojej pracy.

– Fascynowała mnie motoryzacja. Marzenie zrealizowałem, prowadząc taksówkę. Cóż z tego. Brakowało chętnych do pracy, więc syn właściciela musiał zastąpić pracowników. Koledzy szli do kina, ja do piekarni. Ojciec był wymagający, a praca była na pierwszym miejscu. Kiedy umarł, objąłem piekarnię, mama Emilia stała za ladą i sprzedawała chleb. Upiec dobry chleb to wielka sztuka. Uczyłem się od starych fachowców: Stanisława Skowronka, Roberta Znojka, Krzysztofa Brożka.

Paweł Świerkowski, rozwinął i unowocześnił piekarnie, mielił mąkę we własnym młynie. Zmarły w 2013 r. przedsiębiorca był niezwykle hojnym filantropem, działaczem sportowym, m.in. finansowo wspierał działalność KS „Naprzód”, stadion klubu nosi jego imię. Obecnie piekarnię i młyn prowadzi jego żona i syn.

Pozostały tylko wspomnienia

Piekarnia Świerkowskich jest jedyną z tych, które niegdyś funkcjonowały.

– Największy sentyment miałam do piekarni państwa Opalów. Mieściła się ona w domu przy ul. Pińczowskiej 23, piec był od ul. 3 Maja. Jeszcze przed wojną chodziłam tam po bardzo dobre bułeczki. Piekarnię na Rynku pod nr 3 miała rodzina Szczecińskich. Po rodzicach piekarnię objęły siostry Szczecińskie – Władysława, Henryka i Jagoda. Przed wojną działała piekarnia Paka ma obecnej ul. 11 Listopada, koło SP nr 3. W 1927 r. był tam parterowy budynek, w którym działała piekarnia, można w niej było kupić chleb i bułki. Wiem, bo chodziłam się uczyć do „trójki” – mówi Stanisława Łataś.

W domu rodzinnym państwa Opalów mieszka wnuczka piekarzy, Bożena Kałuzińska:

– Piekarnię prowadzili moi dziadkowie Katarzyna i Seweryn Opalowie. Mówiło się u nas w domu, że mieli restaurację w Kielcach. Nie wiem, czy dom, w którym mieszkam i piekarnię wybudowali sami. Piekarnia mieściła się w podwórku, od ul. 3 Maja, pieczywo sprzedawano w sklepi od ul. Pińczowskiej, tutaj, gdzie pierwsze moje okno. Dziadkowie zmarli w 1956 r., najpierw dziadek, wkrótce po nim babcia. Żaden z członków mojej rodziny nie zajmował się pieczeniem chleba. Pomieszczenia piekarni stały wiele lat opuszczone i niszczały, wreszcie je rozebraliśmy.

Inną, polską piekarnią przed II wojną światową była piekarnia Kołaczkowskich.

– Cała posesja przy dzisiejszej ul. 11 Listopad 60, ciągnąca się do ul. 3 Maja, należała do moich dziadków, Karoliny i Antoniego Jaskólskich. Po śmierci dziadka babcia sprzedała w 1938 r. część działki Kołaczkowskiemu, który otworzył piekarnię. Po wojnie Kołaczkowski wyjechał do Gdańska i sprzedał piekarnię PSS-om. W 1986 r. ją zamknięto i rozpoczął się trwający trzy lata wielki remont, powstała ciastkarnia, przeniesiona z ul. Kieleckiej. Kierownikiem był Henryk Adamczyk. Ciastkarnia działała ok. 10 lat zanim została zamknięta – wspomina Wiesława Dawidek.

Piekarzy w powojennym Jędrzejowie nie brakowało

Piekli Ćwiklińscy, Gliwińscy, Kołaczkowscy, Kowalczykowie, Nawarrowie, Skiba, Pluta, Kot, Pak, Latos. Piekarnia Ćwiklińskich mieściła się, zdaniem Stanisławy Łataś, pod klasztorem. Jak wylicza Michał Grzywacz, na Rynku była jeszcze mała piekarnia Kowalczyka, tam gdzie obecnie sklep Spar. Na ul. Kieleckiej, w budynku Rogulskich, piekł chleb Skiba. Henryk Nawaro prowadził piekarnię na ul. Kieleckiej 14. Rodzina Gliwińskich miała dwie piekarnie. Jedna na ul. Pińczowskiej, najpierw bliżej Rynku, potem państwo Borkowie, spadkobiercy Gliwińskich, wybudowali nowy obiekt na wprost wylotu ul. Duh-Imbora. Pikli chleb również bracia Kazimierz i Władysław Gliwińscy, słynni jędrzejowscy piłkarze. Piekarnia Kitlińskich stała na ul. Dolnej.

Ku pamięci klientów obecnych piekarni, mających do wyboru dziesiątki piekarniczych wyrobów, należy wspomnieć, że kiedyś piekło się głównie bochenki chleba. Potem weszły nowe piece, nowe technologie, z nienajlepszym zresztą skutkiem. Do tej pory klienci piekarni Świerkowskich upominają się o chleb ze starego pieca.

– Piekarnia na ul. 11 Listopada 60 to była tzw. „jedynka”. Kierownikami byli tam pan Krzak i pan Grad. Piekło się tylko chleb, za to jego odmiana tzw. kanapkowy, miał niepowtarzalny smak i zapach, o jakim teraz trudno marzyć – dodaje Elżbieta Kalara, była pracownica PSS Społem.

Każdy z mieszkańców miał zresztą ulubiona piekarnię, ścierali się więc zwolennicy chleba od Gliwińskich czy Świerkowskiego, nie wspominając o wspaniałych parzonych obwarzankach. Mnie najlepiej smakowały te ze starej piekarni Gliwińskich na ul. Pińczowskiej, zwłaszcza te przypalone.

Beata Znojkowa