Rozmawiamy z Dominką Hus i Iwoną Prusicką, pochodzącymi z Jędrzejowa filolożkami, które na język polski przetłumaczyły powieści szwajcarskiego pisarz Jacques’a Chessex zatytułowaną „Żyda dla przykładu”.

Skąd pomysł by przetłumaczyć właśnie tę książkę?

Iwona Prusicka: Mieszkam w Szwajcarii od paru dobrych lat. Jacques Chessex jest jednym z najbardziej znanych szwajcarskich pisarzy. Parę lat temu na ekrany tamtejszych kin trafił film oparty na książce “Żyda dla przykładu” i wywołał, podobnie jak powieść, wiele burzliwych dyskusji. Książkę przeczytałam przed obejrzeniem filmu i powieść ta wywarła na mnie tak duże wrażenie, że nie byłam w stanie o niej zapomnieć.

Jak wygląda proces tłumaczenia?

IP: Po pierwszym, roboczym tłumaczeniu następuje sczytywanie tekstu i jego poprawa, tak, aby tekst dobrze się czytało w języku docelowym. Później najlepiej odłożyć tekst na jakiś czas i przeczytać go raz jeszcze, tym razem już nie zaglądając do oryginału. Czasami bowiem tłumacz siedzi tak długo i dogłębnie w oryginalnym tekście, że pewne sformułowania w języku obcym wydają mu się równie naturalne, co w języku, na który tłumaczy. Przykładem może być słowo „garage” przetłumaczone przez nas początkowo jako „garaż”. Dopiero po czasie zorientowałyśmy się, że w danym kontekście należy użyć słowa „warsztat”.

Dominika Hus: Każdy tłumacz ma swój sposób, swoją własną metodę, którą sobie wypracował. My, jako że jest to nasz pierwszy przekład, szukałyśmy dopiero naszej własnej taktyki. Wielu bezcennych wskazówek udzieliła nam Margot Carlier – doświadczona tłumaczka literatury francuskiej (osobista tłumaczka Hanny Krall). Zaszczyt współpracy z panią Margot zawdzięczamy Collège de traducteurs Looren, szwajcarskiemu instytutowi, który zainteresował się naszym projektem i objął go swoim programem tłumaczeniowym.

Ile trwa tłumaczenie takiej książki?

IP: Proces tłumaczenia jest bardzo czasochłonny. W zależności od trudności można czasami w jedną godzinę przetłumaczyć spory kawałek tekstu, czasami jedynie jedno zdanie. Niektórzy mówią również, że procesu tego nigdy nie da się zakończyć, bo zawsze jest coś, co można poprawić, albo znaleźć lepiej pasujący odpowiednik.

DH: To bardzo trudno określić. W naszym przypadku cały przekład trwał około dwa lata. Ale nikt nas nie gonił, nie miałyśmy umowy zawierającej termin realizacji. Tłumaczyłyśmy w wolnym czasie, dla przyjemności. Ale zazwyczaj na książkę o podobnej ilości stron zawodowy tłumacz poświęca od dwóch do czterech miesięcy. Oczywiście, tak jak powiedziała Iwona, liczy się również stopień trudności książki.

Jakie wyzwania stoją przed tłumaczem, co jest najtrudniejsze w tłumaczeniu literatury: gramatyka czy może różnice wynikające z kultury, obyczajów, czy może potrzeba uchwycenia myśli pisarza?

IP: Największym wyzwaniem jest pogodzenie się z faktem, że pewne rzeczy pozostaną na zawsze nieprzetłumaczalne. Przekład powinien wywoływać te same emocje co oryginał. Jest to bardzo trudne zadanie właśnie z uwagi m.in. na różnice kulturowe. Weźmy na przykład proste słowo “dom”. Każdy z nas ma inny obraz, inne emocje przed oczami, gdy czyta lub słyszy to słowo. Uchwycenie myśli autora też sprawiło nam spore trudności. Tłumacząc tekst żyjącego autora, można się do niego zwrócić z prośbą o opinię, czy dobrze zrozumiało się jego przekaz. My natomiast nie miałyśmy tej możliwości bo Jacques Chessex jest autorem już nieżyjącym. Ponadto nawiązuje w tej książce również do innego autora, francuskiego filozofa Vladimira Jankélévitch’a, dlatego dobrze jest, gdy tłumacz orientuje się w innych dziedzinach i utworach literackich.

DH: Zdecydowanie najtrudniejsze okazało się uchwycenie myśli pisarza. Jacques Chessex był nie tylko pisarzem. Był też poetą. W „ Un Juif pour l’exemple” dał temu niejednokrotnie wyraz w opisach przyrody, otoczenia, chcąc wyrazić swoje emocje, swoje oburzenie tą zbrodnią, która wydarzyła się przecież w jego rodzinnym mieście. Jeśli mówimy o wyzwaniach, to podkreślić trzeba fakt, że ważna jest wszechstronna wiedza. Albo chociaż umiejętność dotarcia do tej wiedzy, znalezienia informacji z przeróżnych dziedzin. My na przykład dużo dowiedziałyśmy się o umaszczeniu bydła. Niezbędne było bowiem użycie fachowej terminologii z tego zakresu. Wyzwaniem może okazać się też to, że przez pewien czas „żyje się tym tekstem”. Nasza głowa trawi tekst, przeróżne sytuacje potrafią zainspirować, sprawić, że trafiamy nagle na to jedno, jedyne i właściwe słowo czy sformułowanie, którego szukamy od tygodni.

Tłumaczyłyście razem? Jak podzieliłyście się pracą?

DH: Tłumaczyłyśmy oddzielnie, a potem razem analizowałyśmy zdanie po zdaniu. Taki sposób wydał nam się najbardziej efektywny, gdy każda z nas buduje sens, rytm zdania nie sugerując się drugą wersją przekładu.

IP: Często podczas tej analizy przychodziła nam do głowy spontanicznie kolejna, jeszcze lepsza wersja.

Obie jesteście absolwentkami jędrzejowskiego liceum „Reja”, ukończyłyście szkołę kilkanaście lat temu. Jakie były wasze późniejsze wybory i co teraz robicie?

IP: Po ukończeniu liceum zmieniałam dosyć często miejsce zamieszkania, przeprowadzając się do różnych miejsc w Polsce i zagranicą z powodu studiów czy też pracy. Ukończyłam literaturę i studia tłumaczeniowe na paryskiej Sorbonie. Po studiach pracowałam jako tłumaczka na budowach, a obecnie mieszkam z mężem i synkiem w Bazylei, gdzie pracuję również w miejscowym teatrze.

DH: Po liceum razem z Iwoną spędziłyśmy rok w Paryżu pracując jako au-pair. Po powrocie ukończyłam politologię, a następnie filologię romańską na Uniwersytecie Śląskim. Obecnie pracuję jako handlowiec obsługujący klientów francuskojęzycznych.

Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiała Grażyna Ślusarek

Jacques Chessex, „Żyda dla przykładu”

Jacques Chessex (1934-2009), szwajcarski pisarz, poety i prozaik tworzący w języku francuskim. W 1973 r. otrzymał prestiżową nagrodę Goncourtów za powieść ”L’Ogre”.W Polsce dotychczas ukazała się tylko jedna jego książka „Wampiry z Ropaz”.

„Żyda dla przykładu” to druga książka szwajcarskiego pisarza przetłumaczona na język polski. Powieść ta, w przeciwieństwie do innych, nie została przyjęta ciepło w jego kraju. Próba rozliczenia z przeszłością przyniosła skutki odwrotne od zamierzonych, autora spotykały liczne szykany, groźby i oskarżenia o zniesławienie rodzinnej miejscowości. Pisarz zmarł na atak serca na spotkaniu z czytelnikami w bibliotece miejskiej w Yverdon-les-Bains, gdzie został mocno skrytykowany za powieść o mordzie dokonanym na niewinnym handlarzu bydłem, Żydzie Blochu. Książka ukazała się w krakowskim wydawnictwie „Austeria”.

Opowiada ona o śmierci Arthura Blocha, handlarza bydłem z Berna, który został zamordowany w 1942 r. w Payerne przez szwajcarskich zwolenników nazizmu. Nie dlatego, że czymś zawinił – nawet nie znał swoich oprawców. Zamordowano go „dla przykładu”, aby pokazać innym członkom społeczności żydowskiej, że to oni są winni kryzysu gospodarczego, bezrobocia i biedy w miasteczku. Była to kara wymierzona dla dobra wspólnoty przez samozwańczych przywódców i fanatyków, których wspierał były pastor Philippe Lugrin. Kara w imię idei. Autor w sposób niezwykle przejmujący opisuje jak nawet w nietarganym wojną kraju – w spokojnej miejscowości w Szwajcarii – może dojść do brutalnej zbrodni, której źródłem są nienawistne, antysemickie idee, społeczne przyzwolenie i celowe szukanie winnych.